Teodor Chlebosz













W dzieciństwie często jeździłem z rodzicami do Chocińskiego Młyna do państwa Łosińskich. Pan Władysław Łosiński i pani Zofia z domu Chlebosz byli bezdzietnym małżeństwem. Dlatego też w domu i jego obejściu trzymali psy. Zawodową hodowlą tych zwierząt zajmowała się pani Zofia. Nie zapomnę tych odznak i orderów z wystaw, które z dumą prezentowała gościom. To właśnie chyba od niej "zaraziłem" się psią hodowlą- ale nie o mnie mam pisać.  Nie wiem jak to wytłumaczyć ale zawsze czułem w tym domu powiew szczerego patriotyzmu. Pani Zofia wspominała z dumą swojego ojca Teodora Chlebosza. Wówczas będąc bardzo młody nie rozumiałem tych słów, które wymawiała: "walczył o Polskę, wyrwać Ją chciał z pod hitlerowskiego okupanta". Po latach wróciłem do tych wspomnień i postanowiłem zrobić z nich większy użytek. Napisać biogram. 
Był to pierwszy biogram, który napisałem i stąd ten wyjątkowy sentyment i chęć podzielenia się z państwem informacjami w jaki sposób powstawał. Nadmienię jeszcze, że jest on dostępny także na głównej stronie Muzeum KL Stutthof. Aby się z nim zapoznać należy wejść na stronę Muzeum Strona główna » Archiwum » Obiekt miesiąca i wybrać maj 2016... ale do rzeczy !!! Poszukiwałem informacji w Internecie ale były skąpe na przykład to, że jako leśniczy organizował święto lasu w Konarzynach, że polował, a inne źródła podały, że w czasie wojny był komendantem Gryfa Pomorskiego oddziału Konarzyny. I to wszystko. Wybrałem się więc do Chocińskiego Młyna z myślą, że tam zachowały się jakieś dokumenty, które pomocne mogły by być w opracowaniu biogramu. W starej chacie krytej strzechą wita mnie zawsze wesoła p. Maria Weisbrot- siostra p. Władysława Łosińskiego męża Zofii z domu Chlebosz. Pozwoliła mi wykonać kopie zdjęć z ich rodzinnego albumu oraz przekazała mi nr telefonu do syna Teodora Chlebosza pana Władysława. Telefon do niego wykonałem natychmiast jak byłem już w domu. Nie ukrywam, że pierwsza rozmowa nie była łatwa. Chodziło o przekonanie p. Władysława, że mam tylko dobre zamiary związane z napisaniem biogramu. W pewnym momencie nastąpił przełom i p. Władysław zgodził się na spotkanie. Argument, który przesadził o przełomie był taki, że mój dziadek był przed wojną wójtem gm. Konarzyny, a p. Władysław słyszał o nim wiele dobrego.
Na spotkanie musiałem jeszcze poczekać kilka tygodni. W konsekwencji 21 czerwca 2015 r. pojechałem do Dębicy Kaszubskiej gdzie mieszka p. Władysław. Zostałem bardzo mile przyjęty. Rozmowę zaczęliśmy od łowiectwa, bo jak się okazało łączy nas pasja myśliwska. Obydwoje polujemy z tą różnicą, że p. Władysław strzelał do łosia z ponad 200 m bez optyki i go "położył", a ja z optyką z 50 m spudłowałem swojego "życiowego byka". To dowód na to jak bardzo liczy się doświadczenie- nie tylko na polowaniu.Rzecz jasna kolejnym tematem był życiorys Jego ojca Teodora Chlebosza, który spisałem, oprawiłem w szczegóły i zdjęcia, a teraz mogę go publikować na tym blogu. Zdjęcia dostarczyła mi drogą mailową córka p. Władysław. Ich kopie oraz zeskanowane dokumenty urzędowe trzymam do dziś w teczce z napisem "Chlebosz- leśniczy z Żychc." Wróćmy jeszcze do p. Władysława. On jako młody chłopak (rocznik 1928) pomagał w budowaniu bunkrów dla członków Gryfa. W leśniczówce w Żychcach gdzie mieszkali p. Chlebosz utworzono punkt łączności. Nie zaprzestano działalności i przygotowań posiłków nawet wówczas jak posadę leśniczego objął tam niemiecki urzędnik. Łącznikami były między innymi dzieci Chlebosza w tym p. Władysław. Zakodowane informacje zanosili odpowiednim osobom. Pewnego zimowego wieczora członkowie Gryfa przyszli po pożywienie, kiedy je odebrali zaczął padać śnieg. Widoczne były ich ślady dzięki czemu Niemcy bez trudu mogli ich wytropić. Wówczas młody Władysław Chlebosz szybko zaprzęgł konie i ruszył zacierać ślady. Gdy zbliżał się do bunkra zauważył, że ślady zatarli już ukrywający się tam członkowie Gryfa. Pan Władysław pamięta, że pomagał w budowie bunkra wożąc ziemię, ale nie był świadomy w jakim celu to robi. Zadbano, aby dzieci jak najmniej wiedziały. Gdy mi o tym opowiadał poczułem, że siedzi na przeciwko mnie tylko pozornie słaby już bo sędziwy człowiek. Niestety nie udało mi się w pełni upamiętnić Teodora Chlebosza w Konarzynach. Co prawda 18 października 2015 r. podczas uroczystości odsłonięcia Miejsca Pamięci Historycznej w Konarzynach został wspomniany w przemówieniu wójta g. Konarzyny Jacka Warsińskiego. Tym słowom przysłuchiwała się także rodzina Teodora: pan Władysław z żoną i córką oraz p. Irena z Poznania- córka Teodora. Mój niedosyt upamiętnienia wynika z tego co stało się dość niedawno. Otóż w styczniu 2017 r. zaplanowałem spotkanie na którym miała być mowa o postawieniu obelisku upamiętniającym następujące osoby: Wiktora Bolika nadleśniczego Nadleśnictwa Chociński Młyn, który zaginął zesłany na Sybir, Antoniego Świerzyńskiego leśniczego z Parszczenicy, a zamordowanego w KL Stutthof, Romana Szulca powstańca wielkopolskiego i leśniczego z Zielonej Chociny oraz wspominanego Teodora Chlebosza komendanta i leśniczego z Żychc. Spotkanie odwołał nadleśniczy Jarosław Czarnecki z przyczyn normalnych- czyli coś Mu wyskoczyło i to rozumiem. Jest OK. Drugiego terminu nie ustaliłem ponieważ pod moim adresem zaczęły napływać nie miłe aluzję. Chodzi o działalność powojenną dwóch ostatnich, rzecz oczywista, wyżej wymienionych panów leśników. Już tłumaczę! Po wojnie weszła tzw. reforma rolna, która zabierała ziemie i lasy rolnikom zwanym wówczas "kułakom". Chlebosz i Szulc jako leśnicy musieli uczestniczyć w "zabieraniu" ziemi rolnikom. No co mieli się sprzeciwić? Przecież mieli rodziny, a dzięki zachowanym posadą mieli z czego żyć. Ponadto to nie oni wymyślili krzywdzącą reformę rolną. Już chyba nie muszę bardziej ich tłumaczyć. Mi natomiast zarzucono próbę zatarcia tzw. "prawdy"... Żenada!
Panowie, którzy podnieśli w tej kwestii alarm dość skutecznie zablokowali mi tą inicjatywę. Chętnie bym napisał teraz ich nazwiska i metody działania ale z wiadomych przyczyn tego nie zrobię. Nie będę miał nawet przyjemności, że będą to czytać bo ci panowie niewiedzą nawet co to jest Internet. Dodam tylko, że jeden z tych panów jest potomkiem ubeka z Chojnic, który przesłuchiwał po wojnie Teodora Chlebosza... Znacie jakiegoś "dobrego ubeka"??? Przepraszam za ten akapit ale zbyt długo nosiłem w sobie złość, a możliwość pisania o tym daje mi pozytywnie działający upust emocji. 
Poniżej biogram Teodora Chlebosza. 

Krzysztof Tyborski
Teodor Chlebosz urodził się 13 kwietnia 1898 roku w Królewskiej Hucie czyli Chorzowie ( miasto to w okresie 1922-1934 nosiło nazwę Königshütte). Tam ukończył szkołę podstawową. Następnie podjął edukację, szkoląc się do pracy w leśnictwie w miejscowości Koszęcin. Pierwsze praktyki i pracę podjął jako bażantarnik. Od wczesnych lat młodzieńczych charakteryzował się patriotycznymi poglądami, co było powodem wielu zwolnień ze szkół i przeniesień w różne miejsca pracy.
Służbę wojskową odbył w  wojsku pruskim. Przedpoborowe badania lekarskie, które w bardzo młodym wieku odbył 30 maja 1913 roku, wykazały pełną sprawność fizyczną. Podczas I WŚ służył na froncie we Francji. Następnie wrócił do pracy w leśnictwie. Pracował w Nadleśnictwie Jamy jako leśnik leśnictwa Rudniki. Był to okres powstania wielkopolskiego. Uczestniczył w Plebiscycie na Górnym Śląsku, dotyczącym etnicznego pogranicza polsko-niemieckiego, które wyznaczono w 1919 r. w wersalskim traktacie pokojowym kończącym I WŚ. Plebiscyt był przeprowadzony 20 marca 1921 r. i poprzedzony dwoma powstaniami ludności Śląska, domagającej się przyłączenia regionu do Polski. Zachowała się przepustka służąca za wykaz w głosowaniu, wydawana Mu, jako osobie urodzonej na Górnym Śląsku, lecz na tym obszarze nie zamieszkałej.  Następnie 16 marca 1922 r. przeniesiono Go do Nadleśnictwa Chociński Młyn na stanowisko leśniczego leśnictwa Żychce. Musiał jednak wykazać dowód polskiej tożsamości. Poświadczenie obywatelstwa polskiego wydał Mu 11 sierpnia 1923 r.  starosta chojnicki. Od tego momentu czynnie angażował się w życie społeczne. Przeprowadzał np. coroczne obchody Święta Lasu. Jak widać na załączonym zdjęciu uczestnikami były dzieci ze szkół z  Konarzyn, Żychc i Zielonej Huty.


Leśniczy Chlebosz oraz nauczyciele wygłaszali odpowiednie referaty, a następnie często odbywały się śpiewy oraz zabawy dla dzieci. Uczestniczył również w drugim powszechnym spisie ludności 9 grudnia 1931 r., jako okręgowy komisarz spisowy. Za swoją działalność odznaczony został 9 maja 1938 r. Brązowym Medalem za długoletnią służbę, przyznanym  przez Dyrektora Lasów Państwowych w Toruniu. Dodatkowo na początku 1939 r. Pomorska Izba Rolnicza z okazji " Dnia Lasu" przyznała dyplomy za wzorowe założenie i pielęgnowanie szkółek leśnych. Wśród ośmiu leśniczych, którzy szczególnie dobrze zasłużyli się w okresie 1938 i 1939 r. znalazł się Teodor Chlebosz, który był także długoletnim członkiem Związku Leśników, a dyplom uznania wręczył mu bezpośredni przełożony. Działał również jako sanator w strukturach BBWR. Corocznie,  na podstawie paragrafu 12 rozporządzenia Rady Ministrów (Dz.U.R.P.  z 1925 roku Nr 6  poz.50) Komisja Kwalifikacyjna przy Dyrekcji Lasów Państwowych przyznawała Mu bardzo dobrą opinię za pracę.  Był również aktywnym myśliwym. Ta pasja zajmowała u Niego wysokie miejsce. Szczególnie interesowały Go polowania na drapieżniki. Jak wspomina pan Władysław syn Teodora "... terenu leśnictwa żaden drapieżnik nie opuścił na własnych nogach tylko w rękach leśniczego...". W tamtych czasach było to dużą zaletą, ponieważ myśliwy eliminujący  drapieżniki, przyczyniał się do ochrony zwierzyny drobnej. Zdobył również w 1929 roku nagrodę strzelecką.







nagroda.jpg
Zaświadczenie mobilizacyjne otrzymał 20 lipca 1938 r. przez Powiatową Komendę Uzupełnień w Starogardzie. Nie wydano Mu jednak karty mobilizacyjnej zobowiązującej do zgłoszenia się w razie wybuchu wojny.
W pierwszych dniach września 1939 r. jak większość mieszkańców Pomorza Gdańskiego zajmujących państwowe stanowiska, ukrywał się w lasach. Polscy leśnicy przechodzili przed wojną szkolenia wojskowe w ramach powołanego przez Lasy Państwowe Przysposobienia Wojskowego Leśników. Celem szkoleń było jak najlepsze wykorzystanie służby leśnej w obronie kraju, gdyż las stwarzał dogodne warunku do organizowania sabotażu na tyłach wroga. W niektórych ośrodkach leśnicy szkoleni byli również do zadań w wywiadzie i kontrwywiadzie. Dlatego też Teodor Chlebosz jako pracownik polskich służb mundurowych i jednocześnie uczestnik plebiscytu na Górnym Śląsku znajdował się w grupie osób od pierwszych dni II wojny światowej narażonych na represje ze strony Niemców.
Po przejściu frontu wrócił do leśnictwa Żychce, gdzie przydzielono Mu pracę jako pracownika leśnego. Na początku 1942 r. szybko nawiązał kontakt z tworzącym się " Gryfem Pomorskim" czyli polską wojskowo-cywilną organizacją konspiracyjną o charakterze katolickim, działającą na Pomorzu w okresie od połowy 1941 r. do końca marca 1945 r. Zasilając szeregi partyzantów mianowany został komendantem oddziału Konarzyny. Teodor Chlebosz pseudonim "Odra" i "As" odpowiedzialny był za budowanie tzw. bunkrów, w których ukrywać się miały osoby chcące utworzyć ruch oporu, a także Polacy, którzy unikali przymusowego wcielenia do Wermachtu. Pan Teodor był prawdopodobnie delegatem do nawiązania łączności „Gryfa Pomorskiego” z „Odrą”. Tezę tą potwierdza pan Andrzej Szutowicz wskazując, że pseudonim Odra nadany był  Mu z tego powodu ("Moje Miasto" numer 18 (203) 26 listopada 2011). W konspiracji działała cała rodzina tzn. żona i dzieci. Codziennie przygotowywali 30 litrów prowiantu w kance od mleka. Zbiórka żywności odbywała się w leśniczówce Żychce nawet wtedy kiedy zajmował nią niemiecki leśniczy Apel.
Po wpadce gryfowców nastąpiły masowe aresztowania. Mimo tego, że na terenie leśnictwa Żychce nie znaleziono żadnych dokumentów konspiracyjnych, pana Teodora wezwano na policję w Kornlage (współcześnie Korne, gm. Konarzyny). Aresztowania dokonano 17 kwietnia 1944 r. Przebywał we więzieniu w Chojnicach, potem w Gdańsku, następnie w czerwcu wywieziony został do obozu koncentracyjnego Stutthof jako więzień polityczny z nr obozowym 36560. Przebywał w bloku numer 5. Do dnia dzisiejszego zachowała się korespondencja, którą pisał do swojej żony oraz nóż obozowy z wybitym numerem 36560.







LISTY z OBOZU STYTTHOF.JPG







noz.jpg





W obozie przebywał do dnia ewakuacji tj. 25 stycznia 1945 r. Do domu powrócił 18 marca 1945 r. w bardzo złym stanie zdrowia. Świadek i jego kolega obozowy Leon Jeszka stwierdził, że pan Teodor miał odbite nerki, powybijane zęby i był po dwutygodniowej gorączce. Mimo tego już 7 kwietnia złożył podanie o pracę w leśnictwie, które zostało przyjęte. Mógł także kontynuować myśliwską pasję. Szybko jednak Służby Bezpieczeństwa zainteresowały się Nim. Co tydzień był wzywany na przesłuchania do Chojnic. Pod naciskiem władz i by móc utrzymać posadę w 1949 r. wstąpił do PZPR, ale już w 1951 r.  wyrzucono go za anty partyjność. Odebrano Mu także broń. Umarł 14 stycznia 1956 r. w wieku 58 lat w Szpitalu Wojewódzkim w Bydgoszczy.
Krzysztof Tyborski
ktyborski@wp.pl














chlebosz.grob.jpg
















Komentarze

Popularne posty