Sybiracy

Stanisław i Maria Borzyszkowscy
z dziećmi Andrzejem i Marysią
We wrześniu tego roku na cmentarzu w Konarzynach przypadkiem "zagadałem" pewną Panią sprzątającą grób rodziny Borzyszkowskich. Z zaciekawieniem wysłuchałem historii, którą w szczegółach opowiedzieć telefonicznie miał mi później Pan Andrzej Borzyszkowski z Malborka.
Po pewnym czasie od rozmowy na cmentarzu późnym wieczorem dzwoni telefon. Mój rozmówca wie, że na potrzeby książki szukam informacji o byłych mieszkańcach g. Konarzyny:

"Mój ojciec Stanisław urodził się w Bindudze koło Konarzyn. Był leśnikiem, a w konsekwencji nadleśniczym w Białowieży. 10 lutego 1940 r. przyszli po nas Rosjanie. Cały czas mam przed oczami żołnierza z czerwoną gwiazdą na czapce i karabinem w ręku. Miałem wtedy trzy lata. Moja dwutygodniowa siostra darła się wniebogłosy. Tata spakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a mama szybko nas ubrała. W trzaskający mróz przewieziono nas furmanką na stację Białowieża Towarowa. Załadowano nas na wagony. Były tam półki na których siedzieliśmy, otwory służyły za toaletę. Nie wiem jak to możliwe, ale mama potrafiła uchronić nas od śmierci podczas podróży. Po kilku miesiącach dojechaliśmy na Sybir. Tata pracował przy wyrębie lasu, a potem w kopalni złota. W 1941 r. na mocy amnestii zwolniono nas. Ojciec zaciągną się do Andresa, a mama do Pomocniczej Służby Kobiet. Trafiliśmy do Kazachstanu, gdzie zmarła moja siostrzyczka, a następnie do Palestyny. Ojciec służył w Egipcie i Anglii. Do Polski wróciliśmy w 1948 r."

JUŻ W PRZYSZŁYM ROKU UKAŻE SIĘ KSIĄŻKA, W KTÓREJ WYŻEJ PRZEDSTAWIONE WYDARZENIA SZCZEGÓŁOWO OPISALIŚMY... TE I INNE.
Krzysztof Tyborski
ktyborski@wp.pl

Komentarze

Popularne posty