Brzozy Barbarki

www.ipn.gov.pl

Wzywa się Pana by dnia 17 października po południu o godz 15 zjawił się na dworcu w Chełmży. Zostanie Pan przewieziony do obozu przeszkoleniowego (czas trwania 2 tygodnie). Należy się zaopatrzyć w bieliznę, gotówkę oraz pożywienie na ten czasokres. Podpisał Eberhardt, przewodniczący SS w Chełmży.”
Na to wezwanie na dworzec w Chełmży wstawiło się 70 męższyzn w tym księża, nauczyciele, właściciele ziemscy, rzemieślnicy, kupcy, adwokaci, rolnicy i kolejarze. Majmłodszym był 16-letni chłopak, a najstarszym 74-letni, siwy i już zgarbiony ks. kanonik Pellowski. Każdy ze zgromadzonych był pewien, że nic tajemniczego nie kryje się pod tym wezwaniem. Mówili do siebie: „za dwa tygodnie wrócmy, przetrzymamy ten czas”. Po chwili wyczekiwania zjawili się „czarni” i rozpoczęli wyczytywanie nazwisk. Zabrakło jednej kobiety, nauczycielki, która nie stawiła się na wezwanie. Jak się później okaże, decyzją tą uratowała swoje życie.
Więźniów ustawiono w dwóch rzędach, odliczono i wysłano do Torunia. Jechali stłoczeni w wagonach bydlęcych. Było ciemno i unosił się „lepki” smród. W pewnym momencie rozległ się szept: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego... umęczonęgo pod Ponckim Piłatem...”.
Gdy konwój dojechał do Torunia-Miasto więźniom uwidocznił się obraz oprawców z psami i bronią, stojących pod elektrycznymi latarniami. Zaprowadzono ich na dworzec miejski, a następnie ku placowi św. Katarzyny koło kościoła garnizonowego. Następnie udali się na Stary Rynek, stamtąd skierowali się w stronę ulicy Chełmińskiej. Przed starostwem pochód zatrzymał się na chwilę. Pod jego murami, „twarzą do muru” stali inni więźniowie, którzy zostali przyłączeni do konwoju. Wśród „nowych” byli adwokaci, urzędnicy, oficerowie, maturzyści i księża. Jednym z tych ostatnich był ks. Roman Gdaniec, proboszcz z Czarnowa i były wikariusz z Konarzyn.
Dotarli do Fortu Toruń. Przeszli przez wielką żelazną bramę. W świetle lamp mogli przeczytać napis przed wejściem „Fort nr VII Friedrich der Grosse”, a spod świeżej farby wyłaniał się napis „Fort Tadeusza Kościuszki”.
Ostatnie chwile życia ks. Gdańca wyglądały następująco:
Siedzieli w celach, a 28 października strażnik Selbschutzu wyczytał nazwiska: ” ks. Czesław Lison, ks. Roman Gdaniec, ks. Stanisław Kossak Główczewski, ks. Jan Pronobis...” wśród wytypowanych znaleźli się także adwokat Strzyżykowski, prezes Stronnictwa Narodowego, wielu nauczycieli i wójt z Gostkowa. Kazano im zabrać garderobę i rzeczy podręczne. O dziwo wyczytani nic nie podejrzewali. Byli pewni, że wychodzą na wolność. Ks. Kossak Główczewski rzekł do kolegi: „Mam w ogrodzie zakopane dwie butelki polskiej wódki. Jedną otworzę, aby oblać szczęśliwy powrót, a na drugą butelczynę zapraszam Cię i zaczekam, aż do Twojego wypuszczenia”.
Więźniów obrabowano z garderoby i rzeczy podręcznych, i załadowano ich do krytych samochodów ciężarowych należących do toruńskiej firmy Jaugsch Bacon-Export. Pojazdy te służyły uprzednio do przewożenia mięsa bekonowego, stąd w obozie narodziło się powiedzenie „bekon zajechał”, oznaczające, że w najbliższym czasie nastąpi egzekucja. Skazańców rozstrzelano w lasach Barbarki, a na ich mogiłach porosły pokaźne brzozy.
W późniejszym czasie z reguły przed egzekucją skazańcy byli gromadzeni w celi nr 22 („cela śmierci”), gdzie pozbawiano ich odzieży wierzchniej i kosztowności. Niekiedy strzyżono im również głowy. Niektórzy świadkowie podawali, że w dalszej kolejności skazańców prowadzono do tzw. ciemnicy, gdzie musieli oczekiwać na transport do miejsca kaźni. W tym czasie nie wydawano im już pożywienia. Ofiary, ubrane w samą bieliznę lub co najwyżej lekko odziane, wywożono na miejsce straceń.

Ksiądz Roman Gdaniec urodził się 7 sierpnia 1901 roku w Wysinie w powiecie kościerskim, na pograniczu Kociewia i Kaszub. Był synem Antoniego i Apolonii z Piotrowskich. Został ochrzczony 9 sierpnia, gdy Kościół wspomina świętego Romana męczennika (żołnierza rzymskiego, straconego za przyznanie się do wiary w Chrystusa). W dniu 27 czerwca 1926 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa koadiutora Stanisława W. Okoniewskiego. Pracę rozpoczął wikariatem w Konarzynach koło Chojnic, przy granicy z Niemcami. W latach 1927–1929 łączył posługę kapłańską w kościele farnym w Wąbrzeźnie z pracą katechety w szkołach: powszechnej, wydziałowej i katolickiej dla dziewcząt. W 1929 roku został wikariuszem w parafii pod wezwaniem świętego Mikołaja w Grudziądzu.
Od 1932 roku w imieniu proboszcza księdza Edwarda Keistera, administrował sprawami duchownymi i doczesnymi w parafii pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny w Biskupicach koło Chełmży. W 1936 roku przez 10 miesięcy posługiwał jako kapelan u sióstr pasterek w Jabłonowie. Dwa lata przed wojną objął parafię pod wezwaniem świętego Marcina w Czarnowie. Oprócz kościoła parafialnego miejscem odprawiania nabożeństw była szkoła w odległym o 8 km Pędzewie. Parafia była uboga, a jej proboszcz szczupłymi dochodami dzielił się z najbiedniejszymi.
Wieczorem 16 października 1939 roku razem z grupą parafian został uwięziony na przystanku kolejowym w Czarnowie. Po nocy spędzonej na peronie aresztowanych zawieziono do Torunia. Następnie ksiądz został zastrzelony w dołach śmierci w Barbarce.

Krzysztof Tyborski
ktyborski@wp.pl

Komentarze

Popularne posty