Kaszubskie Orły


Biuletyn SH Osorya nr 2 (2)

http://www.konarzyny.pl/wp-content/uploads/2021/07/Osorya_2_2021.pdf

Karta z akt personalnych OSS Zbigniewa Strzelińskiego
• Źródło: Project Eagle, John S.Micgiel


Wiedziona intuicją przemierzam konarzyński cmentarz parafialny. Zmierzam do sektora położonego w północno-wschodniej części. Jest! Nagrobek, którego szukam. Płyta pokryta mchem, dzięki któremu z łatwością odczytuję: KAZIMIERZ PAPRZYCKI. Obie daty nieczytelne, ale ja je dobrze znam. Jakiś czas temu skontaktowała się ze mną pani Jolanta Rutkowska z Piły i poprosiła o pomoc, gdyż szuka informacji o swoim [pra]wuju, Kazimierzu Paprzyckim. Okazało się, że informacja o śmierci Kazimierza Paprzyckiego została wpisana wiecznym piórem do księgi stanu cywilnego w Konarzynach. Z rozmowy dowiaduję się, że rodzina nie wie, dlaczego Kazimierz Paprzycki osiadł z żoną Gertrudą i dwójką dzieci, Zbigniewem ur. 17.08.1923 r. i rok młodszą Aleksandrą w Konarzynach, ani kiedy dokładnie to nastąpiło. Od pani Jolanty dowiaduję się, że Kazimierz był uczestnikiem Powstania Wielkopolskiego jako plutonowy. Brał udział z bronią w ręku w walkach m.in. o miasta: Chodzież, Budzyń, Rogoźno. Podobnie jego dwaj bracia, Stefan i Telesfor, oraz dwie siostry, Maria i Pelagia Tę część historii pozostawiam jednak rodzinie, bo wiem, że powstaje genealogia, która na pewno będzie zawierała bogatą historię rodzeństwa Paprzyckich związaną z Powstaniem Wielkopolskim. Po 1918 r. Kazimierz został urzędnikiem celnym w Łękach Opatowskich. Być może Kazimierz przybył wraz z rodziną do Konarzyn w celu znalezienia pracy i lokum. Najprawdopodobniej właśnie w Konarzynach znalazł bezpieczne miejsce, aby zataić przedwojenną pracę w urzędzie celnym. Zatrudnienie znalazł w konarzyńskiej mleczarni. Niestety, na dzień dzisiejszy udało się tylko odnaleźć nagrobek i ustalić, że Kazimierz Paprzycki zmarł w Konarzynach 14 lipca 1941 r. na raka żołądka i został pochowany na tutejszym cmentarzu parafialnym pięć dni po swojej śmierci przez księdza Grzeszkiewicza z pobliskiego Przechlewa. Obecnie nawet najstarsze osoby z Konarzyn nie kojarzą nazwiska Paprzycki. Gertruda opuściła Konarzyny w niedługim czasie po śmierci męża i po wcieleniu syna Zbigniewa do Wehrmachtu. Wyjechała wraz z córką do Niemiec. Do Polski już nie wróciła, ale utrzymywała kontakt z synem. pojawiła się informacja, że dr John S. Micgiel z Uniwersytetu Columbia w Stanach Zjednoczonych, autor książki pt. Project Eagle o polskich skoczkach współpracujących z amerykańskim wywiadem w 1945 r. szuka informacji o ich powojennych losach w celu uzupełnienia biogramów. Poszukuje informacji o trzech mężczyznach, którzy pochodzili z okolic Chojnic. Wacław Chojnicki (właściwie Wacław Kujawski) z Chojnic, syn Klary Kujawskiej; Jan Prądzyński (właściwie Jan Dumka) z Prądzony, syn Pawła Dumki i Zbigniew Strzeliński (właściwie Zbigniew Paprzycki), syn Gertrudy Paprzyckiej zam. Konarzyny. Tematyka ta przykuła moją uwagę. Postanowiłam brnąć dalej, by pokazać, że mieliśmy swoich podniebnych bohaterów – „Kaszubskie Orły”. Głównym źródłem, z którego korzystałam jest książka pt. Project Eagle. Polscy wywiadowcy w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego Biura Służb Strategicznych, której autorem jest wspomniany wyżej dr John S. Micgiel. Materiały archiwalne, na bazie których powstała książka, dopiero w latach osiemdziesiątych XX w. zostały odtajnione, a proces ten był bardzo powolny i nie został jeszcze ukończony.

Projekt Eagle

W sierpniu 1942 r. przedstawiciele nowo powołanego do życia przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta Biura Służb Strategicznych (OSS, Office of Strategic Services) nawiązali kontakt z polskimi władzami w Londynie, w wyniku czego powstała Sekcja Polska przy OSS. W połowie 1944 r. członkowie Sekcji Polskiej zaproponowali centrali OSS w Waszyngtonie ściślejszą współpracę, która miała polegać na oddelegowaniu przez Ministerstwo Spraw Wojskowych RP do Sekcji Polskiej OSS kilkudziesięciu niemieckojęzycznych żołnierzy armii polskiej. Głównym celem tej współpracy miała być szpiegowska penetracja zachodnich terenów Trzeciej Rzeszy i zbieranie informacji strategicznych. Akcja ta otrzymała kryptonim „Project Eagle” i ostatecznie składała się z szesnastu dwuosobowych grup dywersyjnych. Kim byli uczestnicy „Project Eagle”? Byli to młodzi, dwudziestoparoletni mężczyźni, siedemnastu z nich pochodziło z różnych terenów Śląska, dwunastu z Pomorza i jeden z Poznańskiego. Zostali wcieleni do Wehrmachtu w latach 1942–1943, prawdopodobnie jako „uzupełnienie” związane z trwającą prawie sześć miesięcy bitwą pod Stalingradem (23.08.1942–02.02.1943 r.) i z niemieckimi stratami tam poniesionymi. Nie zaliczali się do ludzi wykształconych, większość z nich ukończyła tylko szkołę podstawową, a czternastu – trzyletnie szkoły średnie lub zawodowe. Z kartoteki agenta Zbigniewa Strzelińskiego wynika, że ukończył sześcioletnią szkołę podstawową i uczył się trzy lata w szkole średniej. Tylko jeden z nich był dezerterem na froncie, pozostali „poddali się” lub „byli wzięci do niewoli”. Dwudziestu dziewięciu agentów zostało przejętych przez wojska alianckie we Francji, natomiast kapral Zbigniew Strzeliński poddał się aliantom 09.11.1943 r. we włoskim miasteczku Cassino. Eagle” byli kierowani do obozów jenieckich, gdzie byli wyszukiwani przez polskich oficerów łącznikowych. W celu zapewnienia bezpieczeństwa strona polska stosowała kamuflaż. Zaraz po opuszczeniu obozu jenieckiego byli przewożeni do stojących w pobliżu baraków, gdzie oddawali swoje rzeczy osobiste oraz mundury niemieckie i po prysznicu otrzymywali mundury żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Na czas wojny zmieniano im również tożsamość, dostawali nowe nazwiska i życiorysy, a rodziny przeważnie otrzymywały zawiadomienia o zaginięciu na froncie. Dnia 14.07.1944 r. gen. Marian Włodzimierz Kukiel podpisał rozkaz szczegółowo określający czterdziestu mężczyzn, którzy mieli stać się trzonem „Project Eagle”. Kilka dni później, 21.07.1944 r. mjr Janusz Rowiński z Polskiego Sztabu Generalnego rozpoczął selekcję kandydatów. Selekcja ta wiązała się z zapoznaniem się z ponad dwoma tysiącami teczek indywidualnych i przeprowadzeniem przeszło siedmiuset rozmów. Wyselekcjonowani mężczyźni oddani zostali pod komendę majora Szymanowskiego i umieszczeni w paramilitarnych ośrodkach treningowych. Program nauczania trwał pięć tygodni i obejmował: trening dyscypliny wojskowej, kultury fizycznej, cichego zabijania, szybkiej obsługi pistoletu maszynowego, znajomości obcej broni, czytania map, szkiców terenu, niemieckich map, pisania raportów z rekonesansu tras, umiejętności odczytania i zastosowania kompasu, walki w polu i wstępnej taktyki, a także umiejętności współpracy i obchodzenia się z ładunkami wybuchowymi. Kandydaci szkoleni byli w dziesięcioosobowych grupach. W jednym z raportów datowanych na 16.09.1944 r. komendant i instruktor tak opisał swoich podopiecznych:

Bardzo dobrze dobrana, zdyscyplinowana grupa ludzi.

Powoli zaczęły pojawiać się indywidualności i było to wyraźne,

że większość grupy nie była przyzwyczajona do indywidualnego

myślenia. Niewątpliwie wielu z kursantów będzie robiło

bardzo dobre postępy w trakcie szkolenia. Chociaż wyniki nie

są całkowicie zadowalające. Intelektualnie grupa tych kursantów

nie jest na poziomie innych trenowanych grup i wielu

z nich ma duże problemy ze zrozumieniem i przyswojeniem

wymaganych od nich lektur. Ich zajęcia praktyczne są dość dobre

i na pewno pracują bardzo ciężko. Od samego początku było oczywiste, że niektórzy z tych

mężczyzn byli niedożywieni i reagowali bardzo nerwowo

w stosunku do przełożonych. Widoczny jest wielki postęp

w ich warunkach fizycznych i nerwowych, ale pięć tygodni

może być za krótkim okresem czasu do wyrobienia w nich

wytrzymałości, ponieważ m. in. było wiele przypadków hospitalizowania

z powodu drobnych dolegliwości i urazów.

Ich praca umysłowa jest o wiele gorsza niż ich umiejętności

praktyczne. Była grupa kursantów, którzy byli psychicznie

niezdolni do kontynuowania szkolenia. Jednak większość

szkolonych znacznie skorzystała ze szkolenia.

Każdemu agentowi wystawiano oceny, które podlegały ewaluacji. Raport taki zawierał: nazwisko, pod którym działa agent, i ocenę w zakresie: treningu fizycznego, walki wręcz, pracy z liną, przetrwania w terenie, treningu z bronią, pracy z materiałami wybuchowymi i ich niszczeniem, sygnalizowania i komunikacji, pracy z raportami, czytania map i schematami, taktyki, pracy na łodzi i nawigacji. Pod zakresem kompetencji było miejsce na uwagi instruktora oraz raport komendanta, data sporządzenia raportu oraz podpis przełożonego. Od 16.09.1944 r. do 22.09.1944 r. tych czterdziestu kursantów uczęszczało do angielskiej szkoły skoków ze spadochronem niedaleko Manchesteru. W szkole tej przeszli specjalny trening. W ciągu trzech dni skakali rano, po południu i wieczorem. Każdy kursant musiał oddać jeden nocny skok. Po tygodniowym urlopie 01.10.1944 r. wszyscy zgłosili się do szkoły wywiadu i radiooperatorów mieszczącej się pod adresem 29 i 30 Bryanston Square w Londynie. Budynek był strzeżony przez policję i kursantów, nie było tam specjalnych wygód, ale uczestnicy otrzymywali pieniądze na wyżywienie. W ciągu pięciu miesięcy szkolenia musieli przejść kursy: elektrotechniki – 229 godzin, kodu Morse'a – 172 godziny, korespondencji – 62 godziny, komunikacji ziemia/lotnictwo – 60 godzin, szyfrów – 60 godzin, samoobrony i pojazdów silnikowych – 54 godziny, wiedzy o Niemczech – 22 godziny, procedury komunikacji – 31 godzin, bezpieczeństwa i obrony przed niemieckim atakiem – 15 godzin. Trening odbywał się pod okiem wielu specjalistów: komendanta kursu i jednocześnie instruktora wywiadu oraz instruktorów: kontrwywiadu, wiedzy o Niemczech, języka niemieckiego, fotografowania, szyfrowania, elektrotechniki, samoobrony i pojazdów silnikowych, musztry, urządzeń utajniających, korespondencji i podrabiania dokumentów oraz podsłuchu. Szkolenie szpiegostwa w terenie trwało nawet cały dzień. Kursanci otrzymywali specjalne przepustki, które umożliwiały im poruszenie się w terenie bez konsekwencji ze strony brytyjskich sił bezpieczeństwa i policji. Mapy, fotografie, wykresy, plany lotnisk, fabryk, obrony przeciwlotniczej wykonywane były przez kursantów. Jedno z ćwiczeń polegało na porównaniu zebranych informacji dotyczących urządzeń wojennych ulokowanych w konkretnych miejscach Londynu. Inne treningi dotyczyły doków, portów lotniczych, czy stacji radiowych. Zatwierdzenie i przyjęcie „Project Eagle” nastąpiło 17.01.1944 r. Z czterdziestu oddelegowanych polskich żołnierzy, czterej byli trenowani, ale nie odesłano ich do Trzeciej Rzeszy, dwóch odesłano ze szkoły z powodu powodu słabych wyników, a dwie osoby ukończyły kurs, ale nie zostały zakwalifikowane do grupy agentów do pracy w terenie. Agenci mieli być zrzuceni w szesnastu dwuosobowych grupach na teren Niemiec w marcu i kwietniu 1945 r. Ciekawostką jest to, że kryptonimy tych szesnastu grup odnosiły się do popularnych w tym czasie w Stanach Zjednoczonych nazw koktajli np. „Martini” lub „Manhattan”.

Orzeł z Konarzyn

Zwrócono się do wszystkich agentów „Project Eagle” o spisanie ich prawdziwych życiorysów, ale bez podawania prawdziwego nazwiska. Proszono ich o wskazanie spadkobierców oraz o zaznaczenie w życiorysach regionów Niemiec, które były im dobrze znane. Przed wylotem do akcji podpisano z agentami indywidualne kontrakty. W kontraktach tych mieli podać prawdziwe nazwiska i adresy swoich najbliższych. Zapewne właśnie dzięki temu kontraktowi dowiedzieć się można, że agent Zbigniew Strzeliński, w rzeczywistości Zbigniew Paprzycki, i jego rodzice: Kazimierz i Gertruda mieszkali w Konarzynach w powiecie chojnickim. Pseudonim „Strzeliński” Zbigniew przyjął od Pelagii – siostry ojca, po mężu Strzelińskiej. Zaraz po pomyślnym lądowaniu w Niemczech podstawowy miesięczny żołd miał wynosić 138 dolarów, wyżywienie 19 dolarów, a nieprzewidziane wydatki 100 dolarów. Każdy członek „Project Eagle” objęty został jednorazową polisą ubezpieczeniową opiewającą na 2500 dolarów. Kierownictwo w Londynie bardzo dobrze zdawało sobie sprawę, że zrzucenie agentów i ich praca wywiadowcza na terenie Niemiec napotka liczne przeszkody. Niemcy były wrogim krajem z restrykcyjną kontrolą dokumentów. Na terenie Niemiec nie działały antyfaszystowskie grupy oporu podobne do polskiej Armii Krajowej. Dysponowano niewielką liczbą „bezpiecznych adresów”, być może w wielu przypadkach już nieaktualną. Agenci zobowiązani byli do przesyłania raportów o ruchach wojsk, fortyfikacji, obrony, zrzutu zaopatrzenia i rozlokowania fabryk niemieckich przez „radia walizkowe”, do których musieli znaleźć źródła energii. Presja i nerwy były duże. Nie tylko na agentów, ale również dyspozytorów lotów. Zła pogoda, nocne loty niemieckich myśliwców i silny ogień ich artylerii przeciwlotniczej powodowały, że samoloty amerykańskie były często zmuszane do powrotu. Członkowie misji „Manhattan” zostali zrzuceni dopiero po siedmiu próbach.

Skład osobowy

Uczestnikami szesnastu misji byli młodzi mężczyźni w przedziale wiekowym 20–30 lat.

 Misja „Sidecar”: szeregowy Józef Gabor, ur. w Janowie Miejskim w powiecie katowickim i kapral Gerhard Nowicki, ur. w Nowej Wsi w powiecie katowickim. 

Misja „Martini”: sierżant Leon Adrian ze wsi Siwiałka w powiecie tczewskim i starszy szeregowy Józef Bartoszek pochodzący z Wieżycy w powiecie kartuskim. 

Misja „Manhattan”: szeregowy Rene de Gaston, ur. w Tczewie na Pomorzu i starszy szeregowy Edmund Barski, ur. w Kamieniu w powiecie sępoleńskim. 

Misja „Eggnog”: kapral Edmund Czapliński, u. w 1913 r. w Cleveland w USA, żona mieszkała w Grudziądzu, i starszy szeregowy Zbigniew Gołąb, ur. w Grudziądzu.

Misja „Daiquiri”: starszy szeregowy Józef Matuszowicz, ur. w Mysłowicach w powiecie katowickim oraz starszy szeregowy Wilhelm Zagórski, ur. w Wiślicy w powiecie cieszyńskim na Górnym Śląsku.

Misja „Old Fashioned”: szeregowy Aleksander Bogdanowicz (prawdziwe nazwisko: Aleksander Banaszkiewicz), ur. w Ostrowie w woj. poznańskim (nie przeżył akcji) i szeregowy Julian Sobiechowski (prawdziwe nazwisko: Zygfryd Kowalski) z Bydgoszczy.

Misja „Highball”: kapral Wiktor Czarnecki (prawdziwe nazwisko: Wiktor Szulik), ur. w Szybach Jankowice w powiecie rybnickim na Górnym Śląsku oraz kapral Antoni Markotny ze Świętochłowic w powiecie katowickim (nie przeżył akcji).

Misja „Alexander”: starszy szeregowy Jan Czogowski (prawdziwe nazwisko: Jan Czogala), ur. w Starej Wsi w powiecie pszczyńskim oraz starszy szeregowy Józef Pająk (prawdziwe nazwisko: Jan Masłowski), ur. w Kochcicach w powiecie lublinieckim na Górnym Śląsku.

Misja „Pink Lady”: szeregowy Wacław Chojnicki (prawdziwe nazwisko: Wacław Kujawski) z Chojnic oraz starszy szeregowy Zygmunt Orłowicz (prawdziwe nazwisko: Zygmunt Tydda), ur. w Niemczech w Dortmundzie (mieszkał w Polsce).

Misja „Planter's Punch”: starszy szeregowy Leon Górski (prawdziwe nazwisko: Jan Prochowski), ur. w Nowem koło Grudziądza oraz starszy szeregowy Bronisław Gajewski (prawdziwe nazwisko: Bolesław Wiśniewski), ur. w Gajewie w powiecie świeckim na Pomorzu.

Misja „Cuba Libra”: szeregowy Józef Jankowski (prawdziwe nazwisko: Józef Parlich), ur. w Giszowcu w powiecie katowickim oraz szeregowy Józef Jasiak (prawdziwe nazwisko: Józef Kowalski), ur. w Grudzicach na Śląsku. Misja „Orange Blossom”: starszy szeregowy Władysław Leszko-Sokołowski (prawdziwe nazwisko: Władysław Kocur), ur. w Rybniku na Śląsku oraz szeregowiec Józef Talarek (prawdziwe nazwisko: Józef Herzyk), ur. w czeskim Cieszynie w powiecie karwińskim. Misja „Zombie”: szeregowy Władysław Piotrowski (prawdziwe nazwisko: Władysław Wolny), ur. w Wądryni na Śląsku oraz starszy szeregowy Władysław Turzecki (prawdziwe nazwisko: Władysław Gatnar), ur. w Turze Śląskiej w powiecie rybnickim.

Misja „Singapore Sling”: szeregowy Jan Prądzyński (prawdziwe nazwisko: Jan Dumka), ur. w Prądzonie w powiecie chojnickim na Pomorzu oraz szeregowy Ernest Grimmel (prawdziwe nazwisko: Ernest Musioł), ur. w Królówce w powiecie pszczyńskim na Górnym Śląsku. 

Misja „Hot Punch”: kapral Zbigniew Strzeliński (prawdziwe nazwisko: Zbigniew Paprzycki), ur. w Kępnie w województwie poznańskim, zamieszkały w Konarzynach w powiecie chojnickim na Pomorzu oraz starszy szeregowy Tadeusz Rawski (prawdziwe nazwisko: Tadeusz Hahn), ur. w Warszawie.

Misja „Tom Collins”: starszy szeregowy Franciszek Synowiec (prawdziwe nazwisko: Fryderyk Jarosz), ur. w Mysłowicach na Górnym Śląsku oraz kapral Józef Celer (prawdziwe nazwisko: Józef Piecha), ur. w Hażlach w powiecie cieszyńskim.

Grupy były wysyłane z następujących baz: w Harrington 2 i 11 kwietnia (3 grupy), w Namur 21, 23, 25, 30 marca i 9,10 kwietnia (9 grup) oraz w Dijon 18 i 31 marca i 7 kwietnia (4 grupy). Od chwili zrzutu do pierwszych kontaktów mijało od kilku dni do kilku tygodni. Agenci działali pod fałszywymi nazwiskami dla własnego bezpieczeństwa po ucieczce z Wehrmachtu i wstąpieniu do polskiej armii. Po odtajnieniu, stosunkowo niedawno, materiałów archiwalnych, dr John S. Micgiel mógł zidentyfikować prawdziwe nazwiska agentów. W dalszej części skupię się na opisie misji, w której brał udział agent Zbigniew Strzeliński z Konarzyn.

Misja „Hot Punch”

Członkami misji „Hot Punch” był 21-letni wówczas obserwator Zbigniew Strzeliński i 22-letni radiooperator Tadeusz Rawski. Według nowego, fałszywego życiorysu operator miał pracować w fabryce wagonów kolejowych w Gdańsku i był ewakuowany do Lipska, a stamtąd do Pasawy. Natomiast radiooperator miał być agentem skupującym materiały dla cudzoziemców pracujących w Gdańsku i – podobnie jak obserwator – był ewakuowany do Lipska, a później do Pasawy. Mężczyźni dostali dwa diamenty, które po zakończonej akcji zwrócili. Agenci diamenty otrzymywali na tzw. „czarną godzinę”, wszywane były pod podszewkę ubrań, ale często ginęły. Kapral Zbigniew Strzeliński (prawdziwe nazwisko: Zbigniew Paprzycki) 21-letni obserwator, urodzony w Kępnie w województwie poznańskim. Najbliższy krewny: Gertruda Paprzycka (matka); adres: Konarzyny w powiecie chojnickim na Pomorzu. Zbigniew ukończył sześć klas szkoły podstawowej i trzy klasy szkoły średniej. W lutym 1940 r. został wysłany na roboty przymusowe do Niemiec, a od marca 1941 r. pracował w jednej z fabryk na Pomorzu niemieckim. Do wojska niemieckiego został powołany 24.07.1942 r. i stacjonował najpierw w Niemczech, a później we Włoszech, gdzie pod miasteczkiem Cassino poddał się aliantom 09.11.1943 r. Starszy szeregowy Tadeusz Rawski (prawdziwe nazwisko: Tadeusz Hahn) – 22-letni radiooperator urodzony w Warszawie. Najbliższy krewny: Fryderyk Hahn (ojciec), Maria Hahn (matka); adres: Mława, ul. Warszawska 54. Tadeusz ukończył pięć klas szkoły podstawowej oraz cztery lata szkoły średniej i po kampanii wrześniowej pojechał do ojca, mieszkającego i pracującego w Mławie. Do wojska niemieckiego został powołany 25.03.1942 r. i początkowo stacjonował w Prusach Wschodnich, później wysłano go na front rosyjski i do Francji. Poddał się aliantom w Normandii 16.06.1944 r.. Znał dobrze Prusy Wschodnie.

Operacja lotnicza

Dwa loty. 11/12 kwietnia o 00.30, obaj mężczyźni wyskoczyli pół kilometra od zaplanowanego punktu lądowania i wylądowali na zaoranym polu. [Nazwisko zamazane] przy lądowaniu uderzył bardzo silnie w stwardniałą, zaoraną ziemię i złamał nogę, natomiast [nazwisko zamazane] lekko wykręcił sobie kostkę u nogi. [Nazwisko zamazane] stracił przytomność, ale po chwili się ocknął, zdjął swój spadochron i kombinezon, ale z powodu złamanej nogi nie mógł wstać ani iść. [Nazwisko zamazane] pomógł mu i zaniósł go do pobliskiego lasu, gdzie ułożył go w wygodnej pozycji. Kontener został znaleziony bardzo łatwo i schowany z pomocą agentów z misji „Singapore Sling”.

Pierwszy kontakt z miejscową ludnością

Rano [nazwisko zamazane] zostawił [nazwisko zamazane] w lesie i poszedł do kilku małych, pobliskich wiosek, szukając miejsca schronienia dla [nazwisko zamazane], ale niestety, z powodu dużego napływu ewakuowanych ludzi, nic nie mógł znaleźć. Wszyscy napotkani mówili mu, że najpierw musi iść do burmistrza i tam się zarejestrować. Następnego dnia [nazwisko zamazane] stwierdził, że [nazwisko zamazane] musi iść do szpitala. W tej sytuacji poszedł do burmistrza, który po sprawdzeniu jego dokumentów wysłał wóz po [nazwisko zamazane] i zabrano go do szpitala. W szpitalu zapytano [nazwisko zamazane], kim jest i jak doszło do złamania nogi, a następnie prześwietlono złamanie i stwierdzono złamanie trójkostkowe. Lekarz wyglądał na nieprzekonanego, że to uszkodzenie było wynikiem skoku nad rowem, ale zrezygnował z dalszych pytań i nawet nie wspomniał o swoich wątpliwościach w raporcie. [Nazwisko zamazane] pozostał w szpitalu do chwili wkroczenia wojsk amerykańskich.

Stan żywności

W okolicy Osterhofen, w której przebywali, głównie z powodu przeludnienia, żywność była deficytowa. Nawet mając kartki na żywność, byli w stanie zdobyć bardzo skromne porcje. Pozostałe kontrole i funkcjonujące organa lokalnej administracji Generalnie, w mieście Osterhofen jedyną władzą był burmistrz. Stacjonowało tam również kilku żołnierzy niemieckich, ale oni nie interesowali się ludnością cywilną.

Łatwość przemieszczania się

[Nazwisko zamazane] poruszał się swobodnie i bez żadnych problemów po okolicy i bardzo rzadko sprawdzano jego papiery.

SS i partia

W okolicy nie było oddziałów SS, dopiero kilka dni przed wkroczeniem Amerykanów w mieście pojawiło się kilku oficerów SS i starali się zmusić Volkssturm do obrony miasta, ale ci odmówili. Burmistrz, Volkssturm i oficerowie ciągle się kłócili. W chwili pojawienia się w okolicach miasta pierwszych Amerykanów oficerowie SS uciekli.

Sytuacja finansowa

Pieniądze były absolutnie bezwartościowe i nie było możliwe cokolwiek za nie kupić. Natomiast wydawało się, że wszyscy mają bardzo dużo pieniędzy. Jedzenie było zdobywane na zasadzie handlu wymiennego.

Kontakt radiowy

Ponieważ radiooperator przebywał w szpitalu, grupa ta nawet nie próbowała kontaktować się przez radio.

Kontakt z Amerykanami

Amerykanie po wkroczeniu do miasta zaczęli sprawdzać domy, szukając żołnierzy i oficerów niemieckich, weszli m. in. do budynku, gdzie przebywał [nazwisko zamazane] i znaleźli

jego pistolet. W trakcie przeszukiwania mieszkania wyrzucono

wszystkie rzeczy agenta na podłogę i w chwili, kiedy

ten chciał to pozbierać, jeden z amerykańskich żołnierzy uderzył

go kolbą pistoletu nad prawym okiem. Po zakończeniu

rewizji mieszkania zabrano go do siedziby wojskowej policji,

gdzie zażądał możliwości rozmowy z oficerem, któremu

wyjaśnił, że jest agentem OSS. Poprosił również o skontaktowanie

go z oficerem wywiadu. Ponieważ nikt z wywiadu

amerykańskiego nie przebywał w tej miejscowości, po kilku

godzinach czekania przesłano go do kwatery 64. Dywizji

Piechoty. Już w siedzibie kwatery zadano mu wiele pytań

dotyczących jego historii, pytający m.in. zainteresowani byli

datą i celem jego skoku itd. Zapytano również, czy ma jakieś

informacje dotyczące np. ruchów wojsk niemieckich w okolicy

itp., ale on nie miał nic wartościowego do przekazania, głównie

dlatego, że cały czas siedział w małej, dosyć odizolowanej

miejscowości. Następnie zabrano go do kwatery korpusu

i tam musiał odpowiedzieć na takie same pytania. Z siedziby

korpusu odesłano go do miejsca, gdzie wcześniej przebywał

w Osterhofen, a później do lasu, gdzie razem z kolegą schowali

swoje wyposażenie. Niestety, kontener z ich rzeczami

zniknął z tego miejsca zabrany przez agentów, którzy zostali

wysłani do akcji z nimi, a przybyli tam dzień wcześniej.

Poinformował również Amerykanów, że [nazwisko zamazane]

złamał nogę przy lądowaniu i ciągle przebywa w szpitalu.

Po kilku dniach zabrano go do Ratyzbony, gdzie wsiadł do

samolotu do bazy X w Luksemburgu.

W 1945 r. kierownictwo OSS dokonało podsumowania „Project Eagle”. W opracowaniu tym można znaleźć słowa najwyższego uznania dla polskich żołnierzy. Trudności, niebezpieczeństwo i wysiłek podjęty przez nich zasługuje na największe wyróżnienie. Oprócz pochwał były też słowa wyważone i bardzo chłodne. Ocena i podsumowanie dokonane było na wielu płaszczyznach. Wiele grup w wyniku dużego pośpiechu w oczekiwaniu na wyniki ich działalności zostało wysłanych w różnych fazach księżyca. Z 16 grup 10 zrzucono bardzo blisko zaplanowanych punktów lądowania, 5 grup zrzucono w odległości do 80 kilometrów od planowanego punktu, a w dwóch przypadkach agenci wylądowali po złej stronie rzeki Łaby. W całej tej operacji użyto trzech typów samolotów: B-24 z Dijon, A-20 z Namur i A-26 z Harrington. Napotykano liczne problemy z zasilaniem. Waga wyposażenia musiała być jak najmniejsza, dlatego agenci nie byli wyposażeni w dodatkowe baterie. Naloty alianckie bardzo mocno zniszczyły sieć elektryczną, do tego stopnia, że agenci nie byli w stanie doładować swojego radia. Sami uczestnicy w raportach często krytykowali akumulatory, ale też opóźnienia odlotu z bazy, czy zmienianie w ostatniej chwili punktu zeskoku, co powodowało, że lądowali w terenie zupełnie im nieznanym. Agenci cierpieli z powodu braku żywności. Chociaż mieli kartki żywnościowe, to ogólny brak żywności powodował, że nie mogli nic za nie kupić. W czasie akcji wielokrotnie byli zatrzymywani przez Volkssturm i Gestapo, ale różnymi sposobami zdołali się wydostać. Nawet jeden z nich, który czekał na śmierć uratował się dzięki zbombardowaniu więzienia, w którym przebywał. 18.10.1942 r. Hitler wydał tajny rozkaz nakazujący bezwzględną, fizyczną eliminację wszystkich schwyta nych alianckich spadochroniarzy i komandosów wykonujących misje dywersyjne na terenie Europy i Afryki. Nie jest wiadome czy członkowie „Project Eagle” wiedzieli o nim. Pewne jest to, że wszyscy polscy agenci narażali swe życie i wywiązali się bohatersko ze swych obowiązków wojskowych. Agent Zbigniew Strzeliński za udział w „Project Eagle” otrzymał Medal Wolności (Medal of Freedom), tj. odznaczenie cywilne nadawane przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych obywatelom amerykańskim oraz cudzoziemcom za zasługi dla wsparcia wysiłków USA lub ich sprzymierzonych podczas wojny, począwszy od 07.12.1941 r. Najwyższe władze rządu polskiego w Londynie również doceniły odwagę i wysiłek członków „Project Eagle”. Wszyscy zostali awansowani do stopnia sierżanta z dniem wyskoku na teren Niemiec. We wrześniu 1945 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Minister Obrony Narodowej przyznali agentowi Zbigniewowi Strzelińskiemu Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami. 

Powojenne losy Zbigniewa Paprzyckiego

Proces odtajniania dokumentów, który wciąż trwa, nie pozwala badaczom poznać powojennych losów członków operacji. Powstaje pytanie, czy w powojennej Europie wywiad aliancki wykorzystał wiedzę i umiejętności polskich wywiadowców. Przypuszczenie jest takie, że gdyby uczestnicy „Project Eagle” wrócili do Polski, staliby się obiektem inwigilacji polskiego wywiadu oraz kontrwywiadu, a także Urzędu Bezpieczeństwa. Uczestnicy „Project Eagle” przed akcją złożyli przysięgę, że nigdy nikomu nie ujawnią celów swojego pobytu w Niemczech w ostatnich miesiącach wojny. Żaden z polskich agentów nigdy nie wspomniał publicznie o tej akcji. Nie ma wzmianek w prasie, w publikacjach, ani do czasu pojawienia zamierzam przekazać autorowi przytaczanej książki, będącej niesamowitym źródłem wiedzy o konkretnym projekcie, ale też pozwalającej na czerpanie informacji dla zainteresowanych działaniem aparatu wywiadowczego w ostatnich miesiącach II wojny światowej. O działalności Zbigniewa nie mówiło się w rodzinie. Milczenie na pewno chroniło przed szykanami ze strony władz PRL oraz dało możliwość budowania kariery zawodowej i w miarę spokojnego życia prywatnego. Mimo zmowy milczenia, Zbigniew czuł się obserwowany i śledzony przez Urząd Bezpieczeństwa. Po roku 1989 wystąpił z wnioskiem do Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu o akta dotyczące jego osoby, ale odpowiedzi prawdopodobnie nie uzyskał. Zbigniew Paprzycki po wojnie wrócił do Polski pierwszym możliwym transportem. Udał się do swojej ciotki Pelagii Strzelińskiej do Czarnkowa, tam ukończył szkołę średnią, następnie studiował w Szkole Inżynierskiej w Poznaniu (późniejsza Politechnika Poznańska) na wydziale budowlanym. Jako inżynier pracował w Śremie, gdzie poznał swoją żonę Marię z d. Straszczak, ur. 27.10.1939 r. Ich ślub odbył się w Poznaniu 21.06.1958 r. Zbigniew miał dwie córki. Pracował do emerytury w Poznańskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego nr 2 w Poznaniu jako inżynier. Mieszkał na Osiedlu Grunwald przy ulicy Poranek. Zmarł 31.05.2019 r. i jest pochowany na Cmentarzu Jeżyckim w Poznaniu. Jego żona Maria zmarła 19.01.2021 r. i została pochowana obok męża. 

Serdecznie zapraszam do lektury kolejnego numeru biuletynu „Osorya”, w którym opiszę akcje z udziałem agentów: szeregowego Jana Prądzyńskiego z Prądzony i szeregowego Wacława Chojnickiego z Chojnic.

Ewelina Tyborska

Źródła:

¬ John S. Micgiel, Project Eagle. Polscy wywiadowcy

w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego biura

służb strategicznych, TAiWPN Universitas, Kraków 2019.

¬ Korespondencja z panią Jolantą Rutkowską.

¬ https://www.nekrologi.net/nekrologi/zbigniew-paprzycki/

55335299 (dostęp 16.07.2021 r.).

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty