O tym, jak ks. Bernard Gończ i Kaszubi przesunęli granice

 Ks. Jacek Halman 

O tym, jak ks. Bernard Gończ i Kaszubi przesunęli granice

Wojna „palikowa” 

To określenie znane jest na Gochach, a szczególnie w Borowym Młynie. Tu szczególne wyrazy wdzięczności trzeba skierować do Panów: Andrzeja Szutowicza i Zbigniewa Talewskiego. To oni bowiem opracowali to, co za chwilę przeczytasz. Naszukali się i namęczyli i to pewnie sporo, ale warto o tym pamiętać. 

Czytasz tę historię dzięki Stowarzyszeniu Historycznemu "Osorya", które można wesprzeć, przekazując 1,5% podatku lub darowiznę. KRS 0000829823. Nr naszego konta: Stowarzyszenie Historyczne „Osorya” 78 9321 0001 0023 9019 2000 0010.

Sprawa dotyczy bowiem pierwszego proboszcza w Borowym Młynie – ks. Bernarda Gończa. Gdyby nie on, ciekawe jakby wyglądały granice naszej Ojczyzny w dwudziestoleciu międzywojennym. Ks. Bernard Gończ odniósł znaczny sukces w ustaleniu zachodnich granic Polski. W styczniu 1919 r. wysłał delegację parafian do Gdańska, aby przez redaktora Franciszka Kwiatkowskiego i majora Jamesa Webba kwestie te dotarły na stół wersalski. 16 lutego 1920 r. zebrał około 3000 Kaszubów i wszczął bojkot przy wytyczaniu granicy polsko -niemieckiej. Ostatecznego rozgraniczenia terenu dokonano latem 1920 r. Wieś Upiłka pozostała w Polsce i przy parafii. Ale po kolei. Określenie „wojna palikowa” na Gochach dotyczy pewnego wydarzenia pod Borowym Młynem z dnia 16 lutego 1920  r. i znakomicie pasuje do atmosfery zmagań nadgranicznych Gochów o prawo do ojczystej ziemi. Odrodzona w listopadzie 1918 r. Polska kształtowała swe granice. Gochy pozostawały jednak częściowo pod administracją niemiecką. Stąd – podobnie jak w innych rejonach Pomorza i Wielkopolski – powołano do życia Radę Ludową powiatu człuchowskiego, której zadaniem było podjęcie działań na rzecz podporządkowania tego obszaru Odrodzonej RP. Po podpisaniu traktatu wersalskiego, 28 czerwca 1919  r., zaczęła działać Międzynarodowa Komisja Graniczna w Poznaniu, a w jej składzie podkomisja do spraw Prus Zachodnich kierowana przez Wiktora Kulerskiego i Aleksandra Majkowskiego. Jej zadaniem było wytyczenie granicy państwowej na Pomorzu. Miała ona prawo stosowania korekty od wytyczonej już linii granicznej, która wynosiła aż 6 kilometrów. 1 grudnia 1918  r. w Brzeźnie Szlacheckim odbył się wiec dwóch parafii Brzeźna Szlacheckiego i Borowego Młyna. Byli na nim obecni ks. Władysław Rygielski  – proboszcz z Brzeźna Szlacheckiego i ks. Bernard Gończ proboszcz z Borowego Młyna, a także ks. Feliks Nikielski – wikariusz z Borzyszków oraz miejscowy nauczyciel Rompa. Powołano Radę Ludową i wybrano Augustyna Lew-Kiedrowskiego z Brzeźna Szlacheckiego delegatem na Sejm Dzielnicowy do Poznania. W tym czasie powstała także Rada Ludowa w Borowym Młynie w składzie: ks. B. Gończ, Jan Skiba, Franciszek Rudnik, Marcin Fryda, Franciszek Ryngwelski, Anna Rudnik, Krauze i Gliszczyński. Wiosną 1919  r. gazety podały wiadomość, jak ma wyglądać granica między Polską a Niemcami. Jej projektowany przebieg był bardzo niekorzystny dla Gochów, gdyż cały powiat człuchowski miał być przyznany Niemcom. Stąd postanowiono działać. Rada wyznaczyła swoich przedstawicieli, mieszkańców Upiłki Józefa Spiczak Brzezińskiego i Jakuba Trzecińskiego, którzy nawiązali kontakt z przedstawicielem Podkomisariatu Rady Ludowej w Gdańsku doktorem Józefem Wybickim. Zgodnie z jego zaleceniem zebrano w formie dokumentu postulaty argumentujące prawa Polski do Gochów, w czym dużej pomocy udzielili Jakub Zieliński z Upiłki i ks. Bernard Gończ. Dokumentowi nadano formę deklaracji przyłączenia Gochów do Polski i poprzez doktora Wybickiego trafił on do Paryża. Postulaty te zostały uwzględnione. W przeciwieństwie do wcześniejszych ustaleń wprowadzono zmiany przyznające Gochy Polsce. Określono, że granica miała biec między Kiełpinem a Starą Brdą Pietrzykowem, Brzeźnem Szlacheckim. Wskazano, że Kiełpin i Brzeźno miały przypaść Polsce. 1 sierpnia 1919 r. na mocy ustawy utworzone zostało województwo Pomorskie, w skład którego wchodził nowy Powiat Chojnicki. 2 lutego 1920 r. do Upiłki i Borowego Młyna weszła Polska. Z kierunku chojnickiego wkroczył zwarty pododdział żołnierzy. Na rogatywkach bieliły się orzełki, byli w błękitnych mundurach Hallerczyków...! Potem oddział ten dotarł do Wierzchociny, gdzie wzięto do niewoli żołnierzy Grenzschutzu, osadzono ich w tamtejszej karczmie, którą zamieniono na „jeniecki lager” funkcjonujący trzy dni. Po tym czasie przyszły rozkazy nakazujące nie tylko wypuścić „jeńców”, ale także oddać im broń. Polacy mieli wycofać się ze wsi. Okazało się, że Wierzchocina miała pozostać po niemieckiej stronie. Wyzwolona niedawno wieś ponownie znalazła się w rękach Grenzschutzu. Lotem błyskawicy rozniosła się także wiadomość, że po stronie niemieckiej miała zostać nie tylko Wierzchocina, ale i Brzozowo, połowa Upiłki, Pietrzykowo i Kiełpin. Ponadto w niemieckich rękach miały być leżące na zachód od Upiłki znaczne obszary państwowych i prywatnych lasów i łąk (Rosochy). Wzburzenie z tego powodu było ogromne, pojawiła się gorycz, rozpacz i nieufność. W 1919  r. prasa poinformowała, że po rozpatrzeniu petycji wysłanych do Wersalu, postanowiono dokonać istotnych korekt w przebiegu granicy w północnych rejonach powiatu człuchowskiego, na Gochach, które miały przypaść Polsce. Granica polska miała przebiegać wzdłuż jezior: Gwiazda i Gwieździniec…, a tu okazało się, że mają być zmiany! 12 lutego pojawiły się plakaty informujące, że 16 lutego przy jeziorze Gwiazda odbędzie się spotkanie pełnomocników stron, polskiej i niemieckiej w celu wytyczenia linii granicznej. Ksiądz Bernard Gończ wezwał z ambony w kościele w Borowym Młynie do powszechnego uczestnictwa w tym spotkaniu. 16 lutego 1920 r., jezioro Gwiazda – „Bitwa palikowa...” W tym dniu w Borowym Młynie zebrało się bardzo dużo ludzi, którzy gremialnie udali się nad jezioro (niektórzy twierdzą, że zorganizowano ich w procesję z kościelnymi sztandarami). Tu na drodze Pietrzykowo– Upiłka stały już dwa niemieckie samochody załadowane kołkami granicznymi. 100 m od wyznaczonego miejsca stanęli przybyli z Borowego Młyna Kaszubi. Wszyscy czekali na polskich żołnierzy. Po ich przybyciu wystąpił ks. Gończ (był on już w tych kwestiach w ścisłym kontakcie ze starostą chojnickim Stanisławem Sikorskim). Rzeczowo przedstawił kaszubskie racje. Niestety nie zdołał nimi przekonać niemieckiego oficera, który stwierdził, że granicę wytyczy zgodnie z mapą. Ksiądz nie ustępował. Jednocześnie tłum zbliżył się do pertraktujących. Widząc niemieckie nieprzejednanie, Jakub Trzeciński krzyknął: Granica jest pod Białym Borem. Tu je święto ziemia polsko. Polski oficer przyznał, że linia jest wyznaczona i trzeba ją wytyczyć tak, jak odgórnie postanowiono. Gdy szemrzący tłum podszedł zbyt blisko, oficer ten krzyknął: Cofnąć się na sto metrów. Tłum nie zareagował. Padły polskie komendy, a za nimi polscy żołnierze oddali dwa strzały w powietrze. Jakaż nieopisana trwoga, jakiż żal przeszedł przez setki zgromadzonych serc. Niejeden pomyślał Oto w 1772 oddali nas bez strzału, a teraz jak nie mogą odzyskać tego, co wówczas stracili (stara granica była za Białym Borem) kulami nas straszą Na to ponownie zareagował ks. Gończ, uspokajając żołnierzy i poprosił, by Kaszubi odeszli na nakazaną odległość. W celu dalszych rozmów wybrano sześcioosobową delegację. Jej przewodniczącym został Józef Spiczak Brzeziński, bezręki inwalida, który rękę stracił w niemieckiej armii 12 października 1919 r. Brzeziński tłumaczył polskiemu oficerowi, że po drugiej stronie wyznaczonej granicy leży większa część naszych pól i łąk, prawie wszystkie lasy prywatne jak i państwowe, które dla niejednej miejscowej rodziny stanowią jedyne źródło utrzymania. Prosił Polaka o przesunięcie granicy dalej na zachód albo o przerwanie jej wytyczania, by dać miejscowym czas na zwrócenie się do władz zwierzchnich. I… niestety nie przekonał! Polski oficer powtarzał, że ma rozkaz i go wykona. Wzburzony Brzeziński odrzekł : Ja też w 1914 roku otrzymałem rozkaz od cesarza Wilhelma zajęcia Paryża i do tej pory go nie wykonałem Na to oficer zagroził użyciem siły, ale jego żołnierze już nie byli do tego skorzy. Tymczasem zniecierpliwieni Niemcy, nie czekając na wyniki rozmów, rozpoczęli wbijanie palików. Reakcja ludzi była natychmiastowa. Gromadnie zaczęto wyciągać i odrzucać kołki. Poturbowano paru niemieckich żołnierzy. Inni mówią, że tylko jednego, i że wyrwano tylko dwa paliki. Determinacja Kaszubów oraz ich przewaga liczebna, a także postawa polskich szeregowców wpłynęła na to, że nie zdecydowano się na próbę użycia broni. 

W tym czasie także w Konarzynach protestowano tłumnie na czele z ks. Alfonsem Schulzem, gdy zaczęto i tam wytyczać niesprawiedliwie przebiegający odcinek granicy. Te dodatkowe protesty wpłynęły na to, że przerwano zarówno w Borowym Młynie, jak i Konarzynach wyznaczanie pasa granicznego. Powołana została kolejna delegacja, która m.in. pojechała do kierowanej przez generała Duponta Międzynarodowej Komisji Granicznej w Toruniu. W wyniku tych działań w marcu 1920 r. na Gochy przybyła międzynarodowa komisja, która uznała żądania Kaszubów za słuszne. W rejonie Borowego Młyna do Polski przyłączono wsie Wierzchocina, Brzozowo i trzy leśnictwa tj. Stary Most, Kobyle Góry i Wieczywno, natomiast w rejonie Konarzyn  – Żychce, Ciecholewy oraz połacie lasów po zachodniej i wschodniej stronie szosy Chojnice–Bytów. Konarzyny znalazły się na rubieżach Polski, tuż obok granicy z Niemcami. Lecz droga z Konarzyn do Chojnic biegła na odcinku 5 km przez terytorium Niemiec. Ostatecznie granica polsko- -niemiecka została „odepchnięta” o ponad 10 kilometrów na zachód.

Osorya-3-4-10-11-2023.pdf (konarzyny.pl)



Komentarze

Popularne posty